Tym niemniej nie wierzę w możliwość przełamania monopolu politycznego mediów establishmentowych za pomocą alternatywnych – opartych na finansowaniu subskrypcyjnym czy składkowym. Oczywiście w imię obiektywizmu.
Zresztą ten podział wydaje mi się sztuczny, bo przecież chodzi o dostęp do pełnej informacji a nie kreowanie za ich pomocą politycznych wizji świata – establishmentowych czy alternatywnych. Przedsięwzięcie rzeczywiście bezproduktywne, a gdyby nawet jakimś cudem zostało uwieńczone sukcesem – dość ryzykowne. Wyobraźmy sobie, że Tusk jednak staje przed sądem. Co się wtedy dzieje? Podsądny w odpowiedzi na pytanie, czy przyznaje się do winy, klimatyzacja do biura wygłasza porywające przemówienie i przekonuje do siebie nie tylko sąd, ale i cały naród, po czym najspokojniej w świecie wygrywa wybory prezydenckie. Historia zna takie przypadki. Hitler uwiódł sąd i publiczność swoimi tyradami, po czym odsiedziawszy zaledwie jedną piątą łagodnego wyroku został za jakiś czas kanclerzem. Nie chodzi o porównywanie Tuska do Hitlera, tylko o mechanizm. Kaczyński wytargany za uszy przez Merkel – która z ambicjonalnych względów nie chciała poświęcić blotki – gra dalej. Po prostu nie może inaczej, mniejsza o ambicję, Tusk zwyczajnie za dużo już sobie u niego nagrabił. Najpierw było wypięcie się na koalicję w 2005, potem spiskowanie z Putinem i rozdzielenie wizyt katyńskich, następnie oddanie Rosjanom śledztwa po katastrofie smoleńskiej, w końcu udział w puczu grudniowym. Święty by tego nie wytrzymał, a co dopiero Kaczor. Tusk dotąd był tylko przedmiotem rozgrywki. Jednak przyparty do muru może się niespodziewanie okazać podmiotem – właśnie jak Hitler (nie to, żeby go do niego porównywać). Czy Kaczyński bierze to pod uwagę? Może ktoś powinien go ostrzec?
Układ składkowy czy subskrypcyjny przypomina mi praktyki lojalnościowe w marketingu. Chcąc nie chcąc wymusza na dawcy informacji dogadzanie potrzebom odbiorców a przecież nie o to chodzi. Ale ciekawe jest, że mało kto zwraca uwagę na możliwości demolowania przez RP Unii. W tym przypadku nie tyle chodzi o to by z Unii wyjść ale o to by jej po prostu zaszkodzić.
Jan Zielonka w tekście dla „Die Zeit” pt „Tak, wy też ucierpicie. Bałagan po Brexicie wszyscy będziemy sprzątać przez lata” przedrukowanym przez „Politykę” zwraca uwagę, że mozliwość demolacji przez RP Unii stwarza „Brexit”.„Brexit spowoduje kolejne podziały wewnątrz samej Unii. Już teraz Wielka Brytania usilnie stara się przekupić Polskę oraz Węgry i przeciągnąć je na swoją stronę.”
Myślę, że Wielka Brytania wcale nie musi się starać bo intuicja mi podpowiada, że pisowski rząd aż się pali do tego by blokować proces negocjacyjny wychodzenia Wielkiej Brytanii paraliżując tym samym UE. W tym kontekscie odczytuję tajemniczą wizytę prezesa Kaczyńskiego u szefowej tamtejszych konserwatystów Teresy May.
Czy pisowcy zostaną europejskimi adwokatami brytyjskich konserwatystów czas pokaże.
Na pewno jedno jest pewne: bliżej im do nich niż do znienawidzonej Brukseli i jej kontynentalnych stronników.
Wyjście z patologii informacyjnej może być jedynie powrót do profesjonalnego dziennikarstwa. W tym przypadku może wymusić to np powszechna aktywność informacyjna w mediach społecznościowych weryfikująca establishmentowy przekaz.